Mojego posta kieruję do Was Panowie!!!!
Przez ostatnie 3 lata była w związku z facetem, który niecałe dwa tygodnie temu mnie zostawił
Trochę się nie dziwię, bo spaprałam sprawę okropnie. Ale teraz chcę zrobić wszystko co tylko mogę, żeby to naprawić i może Wasze męskie spojrzenie mi w tym pomoże.
Proszę poświęćcie trochę czasu na przeczytanie tych wypocin!!!!!!!!!!!!!
No więc sytuacja wygląda tak.... znamy się z "M" już od bardzo dawna,ale do pewnego momentu nie przyszło mi nawet do głowy spojrzeć na niego inaczej niż na kolegę. od zawsze on się koło mnie kręcił,ale nie brałam go na poważnie. miałam swoje życie i swoje problemy. od 10-ciu lat byłam mężatką, pomimo, że z mężem nic mnie nie łączyło- MĄŻ miał swoje życie,swoje kobiety, nie czułam do niego nic więc mi to nie przeszkadzało(chore małżeństwo)
w tym czasie mój "M"dzięki mnie poznał dziewczynę, w której się na prawdę zakochał. Nie trwało to długo ponieważ wyjechał za granicę i ich związek nie wytrzymał rozłąki. Na pierwszy rzut oka widać było jaki był zdruzgotany- aż przykro było na niego patrzeć!!
Po roku od ich zerwania on zaczął do mnie pisać i tak to się zaczęło....wytrwałością i cierpliwością zdobył moje serce nawet się nie zorientowałam kiedy
w niedługim czasie spędzaliśmy ze sobą wszystkie wieczory na kompie,i ale widywaliśmy się tylko co kilka m-cy kiedy on przyjeżdżał do kraju.
kiedy wrócił na stałę oczywiście automatycznie byliśmy razem. niestety ja nadal pozostawałam mężatką na papierze więc mimo że wszyscy o nas wiedzą nigdy otwarcie nie przyznaliśmy się że coś pomiedzy nami jest. Spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę, chodziliśmy razem wszędzie
Po pół roku dowiedział się o nas mój mąż-raptem sobie przypomniał o mnie!-i zrobiła się granda!! powiedział oczywiście że go zatłucze i wiem że byłby do tego zdolny!! na dodatek mieszkamy na tym samym osiedlu!
Wtedy mój "M"powiedział, że powinniśmy się przestać spotykać, że na razie tak będzie lepiej! odsunął się ode mnie i wycofał,a ja dopiero wtedy zdałam sobie sprawę jak bardzo mi na nim zależy. Nie pozwoliłam mu odejść i i tak widywaliśmy się w każdy weekend u wspólnych znajomych. I tak trwało to do niedawna jeszcze. on na początku oponował, nie chciał się spotykać ale ja byłam wytrwała i w końcu mi się udało. Jednak nigdy nie rozmawialiśmy o tym co jest między nami, ja nie potrafiłam się do końca otworzyć, a on też jest osobą BARDZO zamkniętą w sobie i skrytą!!
I tak w sumie trwało to do zeszłego tygodnia. widywaliśmy się w każdy weekend, ale już nie wychodziliśmy do ludzi, żeby nikt "nie gadał". Pomimo, że i tak wiedzą wszyscy! Mało tego- wszyscy włącznie z jego rodziną zgodnie twierdzą, że my jesteśmy dla siebie stworzeni, traktują nas jak parę i tylko dziwią się,że tak się "ukrywamy". On w tygodniu pracuje poza miastem, więc skończyło się tak, że codziennie pisaliśmy do siebie, a jak przyjeżdżał to widzieliśmy się codziennie tylko u niego. I chyba przez to pomału zaczęły się problemy. Tak bardzo i za wszelką cenę chciałam, żebyśmy byli razem, że całkowicie skupiłam się tylko na nim! jak głupia tylko patrzyłam w telefon o której napisze, czy napisze, czy jak wróci to po mnie zdzwoni!! trzeba czy nie trzeba leciałam tak jak tylko był w domu! No i najgorsze,że zrobiłam się klasyczną niezadowoloną babą!!!! jak wróciłam do naszych sms-ów z ostatniego czasu to wiecznie miałam focha!!!!wiecznie coś mi nie pasowało! jak pisał wieczorem to zła, że nie rano. Jak pisał rano to zła że na pewno ma jakieś plany bo czemu tak wcześnie. Do tego zaczęłam go męczyć co będzie z nami, czy to ma sens, co on do mnie czuje, czy mu zależy- aż wstyd się przyznać!!!
wiem,że nie wszystko jest moją winą bo on też pomocny nie był- ale przyznaję się do swoich win!! I tak im bardziej go naciskałam tym bardziej on się ode mnie odsuwał- aż po kolejnej awanturze z mojej strony. przez tydzień prawie się nie odzywał nie napisał sam nic. Owszem jak dzwoniłam to odbierał i jak napisałam to też odpisał ale nic od siebie. Ani razu nie zapytał co u mnie tylko suche odpowiedzi na moje pytania I tu kolejny mój błąd- zamiast dać mu odetchnąć bo wiedziałam że coś się dzieje- ja tym bardziej dzwoniłam cały tydzień pytając czy wszystko w porządku, czy za mną tęskni (czy tęskni- rozumiecie!!!! baby są nienormalne!!!! raptem do pracy pojechał na kilka dni a ja czy tęskni!!)
no więc on wrócił i powiedział, że wszystko przemyślał, że jest zmęczony, że już nie ma siły i że ten związek chyba nie ma sensu
że może to co było między nami się wypaliło.
Próbowałam go jakoś przekonać, ale tym razem mi się nie udało. Powiedział, że zostaniemy przyjaciółmi i nic więcej.
Przez te ostatnie dwa tygodnie prawie nie rozmawialiśmy, ja przepłakałam 10000000 łez, przeczytałam wszystko co się dało na internecie i 1000 razy obiecywałam sobie, że będę twarda, że tam nie pójdę, ale oczywiście jak tylko wrócił to mi nie dało i już tam poleciałam.
Serce mi się kraje jak widzę jak mnie trzyma na dystans. oczywiście już go poleciałam całować i wylądowaliśmy w łóżku- i to tylko z mojej inicjatywy!!!i przez chwilę byłam zadowolona z siebie, bo zawsze to coś znaczy- że nie jest w stanie mi się tak opierać. ale wróciłam do domu i dalej to samo! czuję się jeszcze gorzej! nie mogę tak latać do niego bo teraz znowu będę zaczynać moje obietnice od początku będę twarda)
Pomóżcie proszę, może męskie spojrzenie mi jakoś pomoże- co robić!!! wiem wszystko o wchodzeniu do tej samej rzeki, o tym, że trzeba żyć dalej, że jak nie on to inny i że jak nie kocha to nic na siłę
Wiem, że w końcu mi przejdzie i że mogę żyć bez niego- ale co to za życie
Bardzo chcę spróbować, żeby dał na jeszcze szansę, bo jeżeli mogło by być nam razem dobrze to nie warto walczyć??? ale wiem, że proszenie go o to kompletnie nic nie da!
Jest jednym z najbardziej wartościowych ludzi jakich znam! ambitny, wytrwały cierpliwy i kochany. Byłam okropną zołzą i zrozumiałam to ale przecież jak mu powiem,że się zmieniłam to to nic nie da
POMÓŻCIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!