Uzależnienie (lepiej byłoby, na wzór opisów innych problemów w psychiatrii, jak AUD, powiedzieć: zaburzenie w używaniu) od internetu może być postrzegane jako coś wysoce szkodliwego raczej tylko przez perspektywę starszych ludzi, przyzwyczajonych do tego, że gross życia rozgrywa się w realu. Kiedyś ktoś, kto siedział zbyt dużo “przed kompem” (dziś: raczej przed telefonem), miał mniejsze szanse na rozwój osobisty, dobrą pracę, a przede wszystkim na socjalizację i znalezienie partnerki. Teraz to wszystko się pozmieniało i już tak do końca nie jest. To znaczy ok, ciągle istnieją obiektywnie bardzo negatywne aspekty takiego zaburzenia, jak np trudności w zaśnięciu, problemy z kręgosłupem itd, ale generalnie coraz więcej naszego życia toczy się w sieci, więc przebywanie tam przestaje być patologią.
Swoją drogą - fajnie pokazuje to subiektywność psychiatrycznych klasyfikacji zaburzeń. Coś nazwiemy zaburzeniem tylko wtedy, gdy wywołuje wymierne, poważne kłopoty w codziennym funkcjonowaniu. To zaś, czy wywołuje kłopoty, zależy m.in. od tego, jak zachowuje się reszta społeczeństwa - co ma związek z rozwojem technologii i zmianami kulturowymi.