Ciężko coś wybrać. Bo jedna dekada, choć z pozoru chujowa, była nawozem po drugą dekadę, w której jestem w kompletnie innym miejscu 🙂
Okres 20-30,
to okres fatalnych decyzji, chujowych wyborów, zmarnowanego potencjału, powolnego i mozolnego wychodzenia z syfu, który wyniosłem z dzieciństwa. To okres robienia czegoś pod kogoś, nie pod siebie, co spowodowało dużą dawkę stresu, którego wygaszam aż do dziś.
Dekada 30-40,
jak narazie zdecydowanie na plus. Stoję solidnie, korzystam z życia, nie posiadam jakichś większych zobowiązań, właściwie robię co chce, bo stać mnie na to zarówno finansowo jak i czasowo.
Wewnętrznie coraz bardziej stabilnie, wychodzę z pewnych ograniczających schematów, coraz więcej wiem, widzę i rozumiem jak działam
Coraz większe wyjebanie, położenie chuja na wiele nieistotnych spraw, które nie pozwoliły mi spać 10 lat wcześniej
Aczkolwiek złapałem też pewną dozę pokory do życia i stwórcy
Nie mniej jednak, jeszcze sporo do przepracowania, ale ogólnie jestem zadowolony 🙂