Nie lubię trzymać gratów. Dążę do ich minimalizacji, acz ciągle mam ich za dużo, co unaoczniła mi ostatnia przeprowadzka.
Jeśli coś naprawiam (zdarzyło mi się np wymienić elektronikę w pralce), to raczej nie ze względu na oszczędność, tylko dla fun’u. Lubię czasem pomajsterkować, ale z drugiej strony niezmiernie mnie wkurza złośliwość rzeczy martwych, które ulegają awarii, więc generalnie próbuję wdrożyć zasadę kupowania rzeczy trwałych, żeby zminimalizować awarie, naprawy, wymiany.
Wolę mieć pieniądze, niż rzeczy. Pieniądze to potencjał i możliwości, rzeczy to często balast, musisz je gdzieś trzymać, odkurzać, przenosić przy przeprowadzce…
Raczej się nie przywiązuję. Mam dosłownie kilka rzeczy, z którymi łączy mnie sentyment (tzw pamiątki), resztę traktuję użytkowo, w każdej chwili mogę wyrzucić i kupić nowe.
Nie przywiązuję się, ale jednak wyrabiają mi się nawyki. Stąd niechęć do wymiany samochodów, laptopów czy telefonów. Używam tak długo, jak to możliwe. Nie czuję absolutnie żadnej potrzeby posiadania rzeczy markowych, interesuje mnie wyłącznie funkcjonalność. Jestem skłonny zapłacić za coś więcej tylko wtedy, gdy coś jest dobrze wykonane, ergonomiczne, wydajne itd.