Witaj gościu, dołącz do nas! Dołącz   Zaloguj się
Nieodcięta pępowina
#1

Witam, z góry uprzedzę, że to będzie długa opowieść ale bez happy endu ale muszę się wygadać (i być może dostane od Was rady jak podbudować siebie bo czuje się po tym tak źle jak nigdy).
Związek zaczął się na początku 2019 roku, wszystko było super, emocje, podniecenie samym sobą - no jak zawsze na początku.    Jedna z pierwszych randek jako para - zaprosiłem ją do kina - chwile przed przyjazdem po nią dzwoni, że mamusia jedzie z nami. Co zrobiłem? Nawrotka i podziękowałem. Już wtedy powinna zapalić mi się lampka ale... jakoś się dogadaliśmy, zrozumiałem, że jej mama tylko przecież film chciała obejrzeć i gdyby wiedziała, że to taki problem to by nie chciała jechać... Dziewczyna we mnie zakochana więc szło się dogadać, ale od samego początku rodzice trzymali ją na krótko. Powroty do 22, telefony przed 22 czy już wraca, u niej w domu wieczne wchodzenie do pokoju bez pukania lub siedzenie z jej rodzicami przy kawusi czy kolacji. Ok, pare miesięcy minęło i wybuchłem, chciałem z nią porozmawiać czy na prawdę nie uważa, że to jest dziwne, że w wieku 22 (wtedy) lat zachowujemy się jak 15 latkowie i jej rodzice muszą mieć władze nad tym co robimy. Zrozumiała mnie, powiedziała, że z nimi porozmawia i co? Ano gó...o. Nadal było to samo więc sam porozmawiałem z mamuśką i co usłyszałem? Ich dom ich zasady, ale obiecała, że nie będzie prywatności zakłócać poprzez wchodzenie do pokoju. Spoko, zrozumiałem, pogodziłem się z tym. Pierwsze wspólne wakacje zaczęły się od imprezy w firmie jej ojca, na które nie zaprosili mnie ale jak się później okazało to zaprosili (wspólnik zapytał ją dlaczego mnie nie ma i się wydało...). Po tej akcji przyjechała uryczana do mnie, że nie wybaczy im takiego zachowania w stosunku do mnie, i że w jej domu czuje się toksycznie bo nie ma prawa mieć własnych spraw i własnego zdania. Wróciłą do swojego domu bo nie chciała u mnie zostać ze względu na strach przed rodzicami. Po tej akcji przestałem spędzać czas z nią u niej w domu (były wyjazdy lub spędzanie czasu u mnie) przez kilka tygodni, do czasu aż nie dostała zakazu spotykania się ze mną dopóki ja nie będę się normalnie zachowywał i nie pokaże się u nich w domu, do tego doszło zabranie kluczyków od jej samochodu. Ok, przemieliłem całą tą akcje i przyjechałem, porozmawiałem z tymi ludźmi i jakoś to było. Wiem, że ona wtedy broniła mnie i tłumaczyła im, że się kiepsko wobec mnie zachowują. Pojechaliśmy na wakacje we dwójkę i co chwile były telefony od jej mamusi co robimy i jakie mamy plany na reszte dia - na szczescie dziewczyna sama z siebie dała mamusi zjebke i sytuacja na wakacjach się unormowała. Oczywiście po powrocie nastąpiło to co było czyli brak prywatności i wchodzenie nawet po 10x w ciągu popołudnia do pokoju z pierdołami. Wkółko przez cały okres związku rozmawiałem z nią na temat jej prywatności i zawsze uważała, że tez jej to nie pasuje i będzie robić wszystko żeby to mamusia zrozumiała... niestety nic to nie dało i ciągle było coraz gorzej a ona sama przestała rozmawiać bo "to nic nie daje". Do tego od początku tego roku przestala okazywać uczucia u siebie w domu, nawet nie mozna było się całować bo "ona nie ma ochoty" a u mnie w domu zachowywała się zupełnie odwrotnie i normalnie. Problemy zaczęły się w połowie kwietnia jak przestała mieć na mnie ochotę i rzuciłem tekst, że pewnie kogoś ma a ja już jej nie pociągam. Wiem, kiepski tekst i spieprzyłem nim dużo, tym bardziej, że miała pochwice i temat seksu był drażliwy... Ale po tygodniu było już ok, była zaangażowana i potrafiła okazywać mi uczucia, aż przez jeden dzień… Następnego dnia mamusia wrzuciła do internetu post na fb, który sprawił mi trochę przykrości bo zakłamywała rzeczywistość i moje istnienie jako partnera jej córki, więc chciałem z nią o tym porozmawiać otwarcie. Usłyszałem, że nie jestem pępkiem świata, jestem dziwny i nienormalny bo nikomu normalnemu nie zrobiło by się przykro przez takie rzeczy itp. Odpowiedziałem, że takie jest moje zdanie i każdy ma prawo odczuwać to inaczej na co usłyszałem, że moje zdanie jest dziwne i nie mam prawa odczuwać tego tak jak odczuwam. Dziewczyna oczywiście przyznała mamusi rację i po tej „rozmowie” zaczęła znowu się ode mnie odsuwać… a mi odwaliło i zacząłem wybuchać. Kłótnie trwały od początku maja przy okazji też o wybór samochodu dla niej. Moje zdanie na każdym kroku podważała i usłyszałem od niej, że „jej tata się zna bardziej i to on jej pomoże wybrać samochód bo wie najlepiej jaki będzie dobry”… Moje propozycje i argumenty racjonalne miała w dupie, tylko to co tata znalazł było super i miałem przestać jej wysyłać swoje propozycje bo i tak ich nie przejrzy (ok, pomyślałem). Pare dni później pojechaliśmy oglądać jakiś samochód – oczywiście cała rodzinka plus ja (dobrze, że psa jeszcze nie wzięli). Próby kontaktu z tatusiem kończyły się olaniem tego co mówię odnośnie tego samochodu więc nie wiem po co jechałem z nimi, ale trudno. Auto kupione, tata podjął decyzje nie słuchając co mówię. Wracając autem, pytam dziewczyny czy wie, że opony będą do wymiany lada chwila i zaproponowałem całoroczne (ze względu na masę auta i charakter jej jazdy). Pogadaliśmy i stwierdziła, że faktycznie to będzie dobry wybór. Na drugi dzień tatusiek przyszedł do niej i jej suszy łeb, że musi kupić opony bo na zimówkach nie będzie jeździć teraz (mówiłem mu o tym, że opony są do zajeżdżenia lub wymiany ale olał to). Tak był natarczywy w tym, że aż znalazł opony, i kazał jej kupić. Ona zdenerwowana bo nie wyda wszystkich pieniędzy do końca ale tatusiowi zgrywała się, że kupi kupi. Myślę sobie, ok ich sprawa, nie odzywam się. Ale ona musiała się wyżyć na kimś i obelgi na ojca za wymuszanie decyzji wyładowała na mnie, a na pytanie dlaczego mu tego nie powie odpowiedziała, że to jest rodzic i nie będzie się z nim kłócić… Od tamtego momentu nawet u mnie w domu przestała się zachowywać normalnie i zaczęła mieć dystans. Po paru dniach okazało się, że w weekend tatuś wziął samochód, kupił opony i przyjechał, dając dziewczynie rachunek mówiąc „oddasz jak będziesz miała”. Ok, spoko, miło z jego strony ale pytam dziewczynę, czemu dysponuje jej pieniędzmi, jej samochodem i bez jej wiedzy robi co chce. Odpowiedź oczywiście była jasna – w czym ty masz problem, on chciał dobrze, a TY masz problem jak zwykle do moich rodziców. Eee… po prostu chciałem porozmawiać bo na przyszłość nie rzutowało to zbyt dobrze, ale no wyniknęła znowu kłótnia, że ja się czepiam jej rodziców o byle co, przy okazji mamusia znowu weszła bez pukania ale tym razem dziewczyna ją brzydko mówiąc zjebała jak nigdy… nie widziałem, żeby tak kiedykolwiek mówiła do swojej matki. Mamusia wyszła bez słowa waląc drzwiami, że się dom zatrząsnął a ja zadałem pytanie dlaczego tak ostro ją potraktowała? Odpowiedź? BO TY TAK CHCIAŁEŚ… to jej mówię, że ja chciałem żeby z nią rozmawiała a nie wyzywała ale jakoś doszliśmy do porozumienia i się uspokoiła. Dziwnym trafem, na drugi dzień przyjechała do mnie (była połowa maja) zachowywała się totalnie bezuczuciowo (gorzej niż przedtem) wobec mnie, zero rozmowy o mnie, tylko o niej, o jej pracy i rodzince. Na pytanie dlaczego tak się zachowuje otrzymałem odpowiedź w postaci, że ja się czepiam jej rodziców i jej i ma do mnie jakiś uraz… hmm, dzień wcześniej na wieczór go nie miała. Kolejna kłótnia i wyszła bez słowa. Mówię sobie ok, minie jej, niby minęło ale nie miała ochoty się spotykać i tu mi się lampka zapaliła. Miała za parę dni mieć imieniny więc zapytałem, czy mam przyjechać w weekend czy w dzień imienin (wypadały w poniedziałek). Odpowiedź? Jak chcesz… nosz kur… oczywiście, kupiłem jakiś tam upominek i przyjechałem w niedziele. Żałuje tego bardzo, cała rodzinka traktowała mnie jakby mnie tam nie było, a ona od samego wejścia nawet nie pozwoliła złożyć sobie życzeń tylko była zajęta wszystkim naokoło… kiepsko to wyglądało ale przesiedziałem. Jak już rodzinka się rozjechała poszliśmy do jej pokoju i włączyliśmy tv. Ona jak nigdy miała do mnie dziwny dystans więc stwierdziłem, że jadę już i zaprosiłem w dzień imienin na kawę i lody. Ok, dzień kolejny, spotkaliśmy się. Bite 2h rozmawiała tylko o sobie, pracy i rodzince a na moje pytanie dlaczego mnie się o nic nie spyta, ani jak mi dzień minął bo nie robi już tego od paru dni usłyszałem „a po co mam pytać jak codziennie robisz to samo’. Kurtyna milczenia i pytam czy wyjaśni mi w końcu, dlaczego ma do mnie dystans i traktuje co najmniej dziwnie, odpowiedź? Milczenie, odwrócenie się i szybki chód byle daleko ode mnie. Zatrzymałem ją i mówię, że skoro jesteśmy razem to trzeba takie rzeczy wyjaśniać. Usiedliśmy na ławce, zapytałem czy wytłumaczy mi o co konkretnie chodzi, że tak się zachowuje. 10 minut ciszy i 0 odpowiedzi. Nerwy popuściły i rzuciłem tekstem, że taki związek to pierd..e. Wstała, zaczęła szybkim chodem iść do samochodu to zapytałem o co jej do cholery chodzi – usłyszalem, że ona chce czasu i nie chce chwilowo kontaktu. Yyy.. ok, na wieczór dostałem zapytanie dlaczego się do niej nie odzywam (wtf). Odpisałem, że sama tego chciała, a ona na to, że zmieniła zdanie i chce mieć ze mną kontakt (wtf2). Porozmawialiśmy trochę ale nic konkretnego. Dałem spokój bo w końcu chciała ciszy. Parę dni ciszy, wysłałem bukiet pocztą kwiatową. Cisza. Zapytałem kolejnego dnia czy już możemy porozmawiać i się spotkać – odpowiedź: NIE, ale zaczęliśmy pisać jak gdyby nigdy nic. Ok, po tygodniu zapytałem, czy się spotkamy po jej pracy na drugi dzień – wyraziła chęć więc myślałem, że jest ok. Otóż nie tak gładko. Po pracy jej się przypomniało, że musi dokończyć ważny projekt i jeszcze wjechać do sklepu (dokładnie zaraz po pracy jej się przypomniało). Zadzwoniła do mnie wracając i już na starcie ton był w stylu „nie zawracaj mi dupy” mimo iż to ona dzwoniła a ja próbowałem normalnym spokojnym tonem rozmawiać. I kolejna kłótnia, bo powiedziałem jej, że skoro dziś czasu nie ma to się spotkamy kiedy indziej. Znowu parę dni ciszy, pare dni pisania, mówienia jak to mnie kocha i tęskni, chce już normalnie ze mną żyć itp., ustalenie spotkania i kolejne wymiganie się przez nią. W ten oto sposób nie spotkaliśmy już wcale. Ostatni termin ustalony to była zeszła środa. Ale… we wtorek pisaliśmy normalnie, po pracy napisała, że jedzie do sklepu i od 16 do 18 40 nie dała znaku życia. Oczywiście w głowie czerwona lampka i pojechałem w pobliżu drogi do jej domu. Wiem, kontrolowanie to coś złego ale jednak… W czasie kiedy mnie mijała (nie widziała) pisała mi wiadomość, że się mega źle poczuła w sklepie (okres) i nie miała kiedy napisać i wracała szybko do domu i poszła spać… Ekhem, zadzwoniłem i powiedziałem, że ją widziałem. Tłumaczenie? Gdybyś mnie nie ŚLEDZIŁ to bym ci powiedziała gdzie byłam. No to wyraziłem swoje zdanie, że dla mnie to pozamiatane skoro mnie okłamała i nie chce szczerze o tym pogadać, wyjaśnić. No to wyjaśniła (pokazała paragon z 18:10 a dwie godziny wcześniej nie wiadomo gdzie była, ona twierdziła, że w sklepie cały czas…). Niby sytuacja opanowana, obiecała że odbuduje zaufanie i nigdy więcej tak nie zrobi, nie do końca jej wierzyłem ,ale ok, damy szanse może teraz się wykaże i się spotkamy… ale gdzie tam, ona jutro nie może bo ma projekt do skończenia. Eeee, spoko. To napisałem prosto z mostu, że coraz więcej znaków daje, że mam się po prostu odpieprzyć, ale nie, bo ona mnie przecież kocha i tęskni, pokaże mi, że mogę jej znowu zaufać. Oczywiście ja również przyznałem jej, że zachowałem się jak jakiś tyran kontrolując ją ale PODOBNO to zrozumiała. Taa, jasne. Na drugi dzień stwierdziła, że nie wie sama co do mnie czuje a na następny dostałem wiadomość, że ona tak dłużej nie może i mi nie zaufa już nigdy bo nie potrafi.

Dodam, że od lutego zmieniła pracę, trochę ją to odmieniło ale nie wiem sam, czy tam kogoś poznała czy to rodzice jej kładli do głowy jaki to ja zły jestem (bo oni również zaczęli mnie traktować bez szacunku po tej akcji z wpisem mamusi). Ona twierdziła zanim zerwała, że nikogo nie ma i to nie o to chodzi ale nie wyjaśniła o co, zresztą zachowała się przez to jak dzieciak.

Ja ze swojej strony wiem gdzie popełniłem błąd, ale coraz to większy wpływ jej rodziców na jej decyzje mnie paraliżował bo od końca kwietnia przestała planować ze mną krótkoterminowe sprawy a o długoterminowych nie wspominając.
Nie liczę na jej powrót, nawet chyba nie chcę bo psychicznie jestem zmęczony ostatnim półroczem z jej zachowaniami pod rodziców i traktowaniem mnie jak dodatek a nie najważniejszą osobę jak kiedyś (praktycznie to do późnej jesieni 2020, później już czułem się jak dodatek). Od jesieni 2020 przestała również jakkolwiek narzekać na rodziców czy ich krytykować, cudowna odmiana i oni w każdym aspekcie byli najlepsi i ich sugestie co do jej życia zawsze brała pod uwagę na pierwszym miejscu.

 x 0  x 0  x 0  x 0 
Odpowiedz
#2

Wiec jedno, że dopóki jej rodzice żyją, ona się nie zmieni. Nie bierz tego do siebie, ale ona jest kaleką emocjonalną. Szkoda tylko że oni jej taki los zgotwali. Obudzi się za parę lat z ręką w nocniku.

Wysłane z mojego SM-J530F przy użyciu Tapatalka

 x 1  x 0  x 0  x 0 
Odpowiedz
#3

(Ten post był ostatnio modyfikowany: 15-06-2021, 23:03 PM przez hyggelig.)

I tak sporo wytrzymałeś w takim związku.
Dopóki ona się sama jakoś nie ogarnie, nie wyprowadzi od rodziców, nie zacznie samodzielnie myśleć i patrzeć na nich jakoś krytycznie, to tego nie widzę.
Dziwne, że dorosła kobieta daje sobie tak wchodzić na głowę. Dziwni też rodzice, którzy całą swoją uwagę życiową skupiają wyłącznie na córce, faktycznie ją przez to krzywdząc.
Oderwij się od tej toksycznej sytuacji i nie wchodź w to ponownie, bo trochę zbyt tłoczno w tym związku. Szczególnie że nawet nie potraficie ze sobą szczerze porozmawiać, bo ona stroi fochy i ucieka, zamiast powiedzieć wprost, co jest grane.
Wiadomo, że teraz czujesz się z tym źle, bo to jednak, mimo wszystko, świeża sprawa. Ale czasem lepiej odpuścić i spokojnie sobie żyć, niż użerać się z problemem, na który i tak nie masz wpływu.

 x 1  x 0  x 0  x 0 
Odpowiedz
#4

Dzięki za miłe słowa. Niestety wyszedłem z tego w kiepskim stanie psychicznym, tiki nerwowe pojawiły się od początku tych dziwnych akcji i wybuchałem w rozmowach z nią czym pewnie wbiłem gwoźdź do trumny tego związku. Samoocena spadła tak jak jeszcze nigdy i nie czuje się wartościowy (juz od paru miesięcy). Wyssała ze mnie wszystko co budowałem po poprzedniej dziewczynie (zdradziła mnie). Obawy przed znalezieniem kogoś innego mnie dobijają

 x 0  x 0  x 0  x 0 
Odpowiedz
#5

(Ten post był ostatnio modyfikowany: 16-06-2021, 00:21 AM przez vlad1431.)

Z tego co piszesz i tak sobie dzielnie radziłeś. Ale widać że stres dał się we znaki. Ona pewnie jest jedynaczką. Poczytaj trochę nasze forum to zmienisz podejście. Zainwestuj w siebie, może pomyśl o jakiejś terapii. Uprawiasz jakiś sport? To bardzo dużo daje na pozbycie się stresu, podbija endorfiny, przedewszystkim można zapomnieć szybciej, nabrać dystansu do tych złych wspomnień i dowartościować się.

Wysłane z mojego SM-J530F przy użyciu Tapatalka

 x 0  x 0  x 0  x 0 
Odpowiedz
#6

Jeszcze niedawno czułem, że jest ok pomimo sprzeczek co jakis czas przez brak zmian u niej w domu, nawet planowaliśmy wspólnie zamieszkać. A w półtora miesiąca totalny zwrot akcji i zainteresowanie mną spadało...
Ma brata, starszego, ale totalną ciape, wybrali mu zawód i dziewczynę.
Co do terapii to mam umówionego psychologa plus znajomi próbują wyciągać na miasto ale jest dobrze w trakcie spotkania a później szara rzeczywistość.
Sport jaki uprawiam to jazda na rowerze normalny/treningowy, praktycznie od paru tygodni staram się codziennie jeździć i dobrze to resetuje plus coś tam zacząłem działać z zestawem hantli. Jestem trochę ulany (boczki, cycki) ale staram się z tym walczyć już od początku wiosny (teraz intensywniej).

 x 0  x 0  x 0  x 0 
Odpowiedz
#7

Nie wiem jak teraz z klubami, bo ja też uwielbiam jeździć na rowerze, chociaż nie mam siły ani czasu na to, ale potrafię sobie już na tyle radzić z emocjami i wpływać na nie, że nie jest musem u mnie uprawiać sport. Natomiast jak robiłem 350km tygodniowo, z churchra stałem się bykiem. Nabrałem sporo masy mięśniowej, bo na rowerze pracuje się całym ciałem. Ale to było jak miałem 16-17 lat i to wtedy było całe moje życie. Najważniejsze że masz znajomych, bo ja ich nie miałem wtedy, tylko takich dupków z treningów. Nie odpuszczaj tych znajomości, bo oni Cię wyciągają dla Twojego dobra. Później dzięki znajomym imprezowałem prawie codziennie, często od poniedziałku do niedzieli, poznałem masę dziewczyn.

Wysłane z mojego SM-J530F przy użyciu Tapatalka

 x 0  x 0  x 0  x 0 
Odpowiedz
#8

U mnie wychodzi jakoś 200km tygodniowo (na więcej nie mam czasu za bardzo). Znajomych mam w okrojonej liczbie ale po poprzednim kryzysie pomogli mi bardzo, z tym, że wtedy to był taki bardziej pierwszy związek na poważnie to też człowiek inaczej podchodził. No i laska mimo zdrady potrafiła ze mną porozmawiać i dobry rok szukała kontaktu do powrotu (może zauważyła moje zmiany nie tylko fizyczne Big Grin ). Odnośnie imprez to jakoś ich zwolennikiem nie jestem, raczej typowo wyjścia do pubu w plener czy na domówkę

 x 0  x 0  x 0  x 0 
Odpowiedz




Użytkownicy przeglądający ten wątek:
1 gości


Theme © iAndrew 2020 - Forum software by © MyBB