Wczoraj się wreszcie zebrałem na od dawna konieczne strzyżenie. Tym razem, zamiast do “pani Grażynki” na Mokotowie, która mnie zawsze kasowała 30 czy 40 zł, udałem się do fryzjera na Śródmieściu, w jakimś takim profesjonalnie wyglądającym zakładzie.
Efekt wspaniały, bez porównania z tamtą osiedlową fryzjerką. Normalnie wszystkie laski teraz moje xd.
Tyle, że skasował mnie równe 100 zł. Trochę drogi jebaniutki. Muszę poszukać czegoś kompromisowego.