Oglądałem dziś “Mocna kawa nie jest taka zła” od początku do końca.
Pół filmu ryczałem.
Polecam.
Generalnie relacja syna z ojcem-chujem, który miał ojca-chuja. Dramat życiowy, jak własną złośliwością, byciem zgryźliwym niedorozwiniętym chujem spierdolić relację z własnym dzieckiem.
Ale rozumiem, sam ten stary miał ciężkie dzieciństwo więc stał się taki niedobry dla własnych bliskich.
Epizod z pobitym przez rodziców dzieckiem też jest ważny.
Yolo cierpienia, które uszlachetnia
To że “uszlachetnia” to jest kłamliwe i toksyczne pierdolenie.
Po części po prostu niszczy, anihiluje, psuje, pierdoli życie i psychikę.
Natomiast po części czasem może “hartować”, czyli: powodować taką zmianę przekonań, że osoba zmienia swoje przyszłe zachowania na bardziej ją chroniące przed zniszczeniem.