Pamietam też z resztą czasy LO. Taki mój kolega z gimnazjum poszedl do tej samej szkoly średniej. Bylo tam w tej szkole sporo różnych narodowości - choć glownie Ukraińcy i Bialorusini.
Poklocil się z jakimś tam Ukraińcem o drobnostkę. Wymyślil sobie, że zrobi ustawke Ukraińcy vs Polacy - żeby każdy Ukr dostal. Gdy tylko takie coś uslyszalem i inni, to wkurwienie bylo niesamowite - mimo że kolega, to zostal wykluczony przez pewien czas.
Podkreślam rolę nauki nie bez powodu, bo nie tak daleko nas byla taka większa szkola, taka glownie tzw. zawodówka.
Mental różny bardzo. Nie u wszystkich, ale u bardzo dużej części.
U nas żadnych bojek, afer prawie żadnych, pelna kultura. Dyskutowalo się o polityce sporo, jeden kolega lewak, inny ubrany jak ,,alternatywka". Każdy mial to w dupie, poszanowanie duże dla siebie bylo.
A tam to się cuda dzialy. Bojki, kradzieże, tamten w dupę klepnal jakaś laskę, tamten jeszcze co innego.
Sporo od nas osob poszlo później na dobre politechniki, jakieś UW itd - nie każdy, bo też nie każdy się dobrze uczyl jakoś ale mi chodzi o ,,mental".
Bylo o czym rozmawiać z tymi ludźmi po prostu.
Nawet kwestia zajęć z religii. Nie mielismy religijnych osob w klasie, ale ksiądz byl zajebisty.
Robiono tak, żeby je mieć z rana albo na końcu - czyli możliwość by nie chodzić na nie.
Ksiądz do nas na wstępie gdy się poznaliśmy, powiedzial ze on zmuszać nie będzie.
Efektem bylo to, że dużo osób na te zajęcia chodzilo. Puszczal nam różne filmy itd.
Mial ponad 50 lat a studiowal filozofię - bylo o czym gadać kurka.
Pamietam gdy mieliśmy na następnej lekcji test z matmy. On do nas żebyśmy puścili na tablicy jakiś film który zmotywuję was. Dziewczyny poszly do niego i wlączyly Kolcza Majka (xDD) kurwowanie co drugie slowo a on tam luz, smial się.
A w gim znowu odwrotnie. Mieliśmy totalnego pojeba. On tam pracowal jako ksiądz w jakiś ośrodkach itd.
Potem przyszedl do nas. Śmial się kurwa z ludzi, że ten jakieś tanie ubrania, inny trochę brudny - tak wyśmiewać na glos przy wszystkich potral - a to przecież dziećmi byliśmy po kilkanaście lat.
Tak go nienawidzili, że zostal po prostu zniszczony. Oblewano mu auto farbą, wkladali ziemniaki do wydechu, wyśmiewany itd.
Poklocil się z moją kolegą, to zacząl mu tam grozić itd. To kolega do niego, że on to pierdoli i wychodzi z klasy.
Zaczal grozić, że za wyjście idzie od razu do dyrki. Podszedl do niego, naplul na twarz i wyszedl - a za nim cala klasa nasza.
Psychicznie wrak czlowieka potem podobno.
Refleksja? Nie twarde metody, tylko wszystko delikatnie. Nie przymus - wolność.