Przemyślenia na temat takiej hmmm kultury pracy w robocie.
Obserwowałem uważnie od początku pracy tam, jak zachowują się pracownicy i jakie działania wobec nich są podejmowane przez to ala korpo.
Na pierwszy rzut zaczniemy od takiej świetlicy (?) dla pracowników, no i ogólnie kilku tam pomieszczeń na górze sklepu.
Pracownicy mają pół godziny przerwy. Mogą sobie tam kawę zrobić, zjeść itp. No dobra - fajnie.
Natomiast żeby tam się znaleźć, trzeba przejść korytarzem. I tutaj zaczyna się ciekawa sprawa - jest on w sumie długi. Na ścianach znajdują się tablice przez calutką długość. Pierwsze z nich, to raptem jakieś 30 tablic rzędem - zależnie od miesiąca - każda tablica to jeden dzień. Na niej znajduję się planowany obrót a na dole się uzupełnia, rzeczywisty obrót jaki udało się uzyskać. Potem znajdują się kolejne tablice - co trzeba klientowi zapewnić - czyste łazienki, dobra polityka zwrotów itp. Są jeszcze inne, ale nie pamiętam już co na nich się znajduję - tak czy inaczej, jest ich wszystkich mnóstwo.
To jest kwestia pierwsza.
Druga, to też takie tanie techniki w działaniu, które są wyjątkowo skuteczne. Na tej świetlicy co już wspomniałem, znajdują się automaty i taka cola jest z 1,5 zł tańsza od tych, które znajduja się w środku sklepu dla klientów.
Niby nic, ale to też wpływa na człowieka.
Następne są punkty pracowników w aplikacji - jakieś bagatela kilkadziesiąt pkt miesięcznie- jeden pkt to 1 zł. Do wydania w sklepach znanej marki spożywczej.
Kolejne no to jakieś telefony służbowe i coś tam jeszcze.
Tak czy inaczej - jest masa takich drobnostek.
Dodatek do tego wszystkiego, to że oni nie zarabiają minimalną - no tylko jakieś 2-3 stówki ponad. Kasjerki z jakieś 3700 do ręki, doradcy max z 3900 może…
To wszystko sprawia, że ci ludzie ,,chodzą jak w zegarku". No dosłownie z siebie praktycznie flaki wypruwają i przeżywają, bo danego dnia mniejszy obrót, niż założono. Ich motywator to podwyżka w wysokości jakichś 100 zł czy tam 200zł - jeśli miesiąc dobry.
Totalnie się wkręcili.
I nie mówię żeby się nie starali czy z obowiązków nie wywiązywali. Chodzi o to, że dają z siebie 120%.
Kompletnie niepotrzebnie. Nie mają żadnych szans praktycznie na zostanie kimś wyżej w hierarchii - więc po co się wykazywać tak bardzo? Żeby 100 zł więcej dostać a może nie?
A moje podejście do roboty w ochronie jest takie, by wykonywać to co do mnie należy, ale bez zbędnej przesady.
Jak ja słucham od przełożonych co zrobić w razie napadu czy coś to tylko sobie przytakuje i myślę - na pewno kurwa będę tracił życie lub zdrowie za najniższą. Musiałoby mnie nieźle popierdolić.