Część użytkowników może kojarzyć, z czym borykam się od wielu lat w małżeństwie.
Obecnie oczekuję upragnionego dziecka, na które czekałam 10 lat, więc do tematu chcę podejść zupełnie z innymi emocjami i przede wszystkim - innym podejściem.
W skrócie:
Z mężem nasz staż związkowy wynosi prawie 10 lat. Poznałam go mając 20 lat.
On z tzw.patoli, ale… Chłopak oczytany, łagodnego usposobienia, bardzo czuły (lubi się przytulić). Poznając go miał nadwagę, był dość zakompleksiony. Nasza młodość tak naprawdę polegała na tym, by uporządkować jego sprawy rodzinne (długi, uzależnienia w rodzinie), które znacząco wpływały na nasz wspólny start w dorosłe życie. To był straszny etap.
Mąż pochodząc z tego środowiska nie nabył wielu męskich wzorców ani umiejętności, więc przez większą część część naszego małżeństwa byłam odpowiedzialna za sprawy administracyjne, finansowe, czy nawet te dot.napraw, samochodu etc.
Źle to również znosiłam, bo przez większość małżeństwa wyeksploatowałam się fizycznie na rzecz ogarniania codzienności i lepszej przyszłości.
Mąż schudł, w obu kategoriach wagaowych mi się podobał fizycznie.
Nigdy mężowi nie odmawiałam w wiadomym temacie. Za to mąż… Miał bardzo małe potrzeby. Było mi trudno, bo źle się czułam jako kobieta. Największe ekstremo - co kilka miesięcy zbliżenia.
Na jakie ja wtedy pomysły nie wpadałam…
Schudnięcie, zmiana diety, zmiana image’u, bielizny, propozycje innych miejsc na seksy, inicjowanie seksu, rozmowy, wypytywania i jego preferencje….
Obecnie jest mi za to wstyd, bo po to było pakowanie czasu, energii w dziedzinę, która po prostu jest albo jej nie ma, nie idzie jej sztucznie wykreować! Pożądania się nie negocjuje!
Zachowania niczym i żeńskiego odpowiednika niceguya.
Stan rzeczy zmienił się na rzecz starań o dziecko trzy lata temu. Wtedy również wyszła u nas obojga niepłodność.
Cudem się udało naturalnie (w maju), na jesień tego roku planowaliśmy invitro.
I cóż. Od dnia ujrzanja dwóch kresek zero seksu. Mąż uzasadnia to troską o długo wyczekiwane dziecko.
Akceptuję to, ale już teraz wiem, że po połogu wrócimy do stanu rzeczy - mała ilość seksu lub przestanie on znowu istnieć w naszym małżeństwie.
Mąż się zaaktywizował jako facet, m.in.zaczął jeździć samochodem, gdzie wcześniej miał lęki przed prowadzeniem auta, zaczął interesować się oczywistymi sprawami w męskim świecie (prawo, procedury, majsterkowanie).
Jest czuły wobec naszego dziecka.
Mężowi powiedziałam o moich obawach (brak seksu po połogu). Bardzo nerwowo na to reaguje słowami “to nie seks jest najważniejszy!”.
Na obecym etapie, z pewnego rodzaju dystanem, nawet zważywszy na mój stan (hormony ciążowe) wiem, że mój mąż związałam się ze mną, bo… ogarniałam, dałam mu ciepło, bezpieczeństwo.
Byłam rozsądkowym wyborem w jego ówczesnym trudnym położeniu.
Moje małżeństwo nie będzie klasyczną relacją dm, w której będzie pożądanie w jakimkolwiek stopniu.
Wiem, że rodzina jest najważniejsza, cieszę się ze zmiany męża, jednak wiem, że nasze życie seksualne nie będzie istnieć pomimo mojego zaangażowania, otwartości i mojego zdrowego libido.
Obecnie jestem świadoma, że będzie mi trudno żyć w małżeństwie, w którym seks może będzie kilka razy w roku lub mniej.
Rozwód jest kiepskim pomysłem - dla dobra dziecka, więc nie mam pojęcia jak zadbać o swoje potrzeby w wiadomym temacie.
Doradzanie używania “pingwinka” jest mi niepotrzebne, nie moje preferencje.
Z chłopem, to z chłopem.
Mąż na geja nie wygląda. Na wspólną terapię nie wyrazi zgody - już mu to proponowałam.
Moja wstępna diagnoza po tylu latach bycia razem:
- traumy z dzieciństwa (ojciec tyran, który uprawiał seks z żulerinami na oczach dzieci);
- byłam wyborem, który dał mu stabilizację w życiu.
Niestety do głowy wraca mi pomysł, którego nigdy nie zrealizowałam:
bycie dobrą żoną i matką, a co jakiś czas relacja polegająca tylko na seksie z innym mężczyzną. Nie chcę tego scenariusza, ale nic innego nie przychodzi mi do głowy.
Jestem jeydnie na siebie zła, że z kolei ja uległam własnym wzorcom wyniesionym z domu - konserwatywne wzorce o szybkim zamążpójściu. Następny wzorzec “słabszym trzeba pomagać!”.
I tak o to się przyciągnęliśmy z mężem, co nie zmienia faktu jedno, że on mnie wizualnie nie odpycha w jakimkolwiek wizualnym wydaniu.
Pozdrawiam