Hej, to mój pierwszy post więc proszę o wyrozumiałość.
Mieszkam na wsi 29 lat, obecnie szukam pracy od 3 miesięcy, finanse i rachunkowość w mieście powiatowym 40km ode mnie.
Nie mam żadnych znajomych na żywo, czuję się mega samotny, i choć wypełniam sobie czas różnymi hobby typu spawanie, stolarka, książki, gry, to szczerze nie mam z nikim kontaktu na żywo takiego regualarnego. Mam dziewczynę, tylko że ona jest moją jedyną przepustką do życia towarzyskiego.
Mieszkam w domu z matką nadopiekuńczą i kontrolującą i upośledzoną siostrą, ojciec za granicą od 11 lat, kontakt z nim mam przez messenger tylko. Nawet jeśli jakimś cudem dostanę pracę w moim fachu lub pokrewnym (miasto powiatowe 50k mieszkańców) to i tak nie wiem gdzie można poznać jakiś znajomych, kolegów czy kogokolwiek by mieć z kim pogadać.
Jestem nieco introwertyczny ale nawet introwertyk może się czuć osamotniony i być mu z tym źle nawet jak gada inaczej. Dojeżdźam na terapię [terapeuta to jedyny mężczyzna z którym mogę pogadać] Ale rówieśników zero, na wsi do nas mało kto przychodzi, poza koleżankami mamy.
Boję się jak się przeprowadzę na stancję to sam w pokoju będę po pracy pił, jak było w przeszłości, takie tworzenie sobie piwnicy czy też syndrom złotej klatki, niby drzwi otwarte bez zaborczej matki, ale nie nauczony jestem życia kosztować sam. Bo oczywiście samotność to me drugie imię. Nie czułem przynależności nigdy do czegoś jak rodzina, znajomi, koła zainteresowań itp i sam nie wiem czy umiem wyjść do ludzi. Mam 3 znajomych z dawnych lat, ale kontakt tylko messenger bo mieszkają setki km ode mnie. Głupio mi nawet przed dziewczyną mieć 0 znajomych, czy szczątkową rodzinę, bo wujków czy ciotek też nie mam.
Co o tym myślicie? Założę się o browara że nikt tego nawet nie przeczyta, bo pewnie mało chwytliwe, albo użalanie się nad sobą, zamiast wziąć
się za siebie i podbijać świat, czepiać się czegokolwiek, sky is the limit, wziąć miecz i walczyć ten się użala, pathetic.