Zaczynałem swoją przygodę z rynkiem pracy jako ktoś kto pracował na trzy zmiany w fabryce drewna w każde wakacje.
Chciałem zrobić prawko i kupić pierwszy samochód, wyjechałem w wieku 18 lat do Grecji na ponad pół roku.
Chciałem sobie kupić mieszkanie, wyjechałem na Zachód, wróciłem wziąłem się za udzielanie korepetycji z języka, jednocześnie pracując w lokalnej firmie
Dzięki swojej pracy, zaangażowaniu, odrobinie szczęścia żyje mi się w chwili obecnej bardzo wygodnie.
Nie siedziełem na dupie, rąk po nic nie wystawiałem
Nie dostałem mieszkania w spadku, nie odezwał się do mnie dawny wujek z USA i nie wygrałem na loterii.
Wszystko co mam, zawdzięczam sobie.
A to że czegoś nie mam jest moją wina, bo być może mogłem spróbować bardziej zaryzykować w pewnych momentach.
Mogłem wybrać inaczej, nie wybrałem. Trudno. Biorę to na klatę i konsekwencje tego ponosze ja.
Nie wszystko sie opłaca. Nie zawsze wychodzi. Ale podjąłem jakieś tam ryzyko.
Nawet jeśli straciłem finansowo, to popełnione ryzyko nauczyło mnie czegoś w innej sferze.
Staram się widzieć zawsze plusy.
Nic nikomo się nie należy.
A jak ktoś sie troszczy o los pielęgniarek, radze zatrudnić się jako jedna z nich i odciążyć reszte.
Troska o innych zawsze pięknie wygląda zaa monitoru komputera popijając sobie herbatke.
Lewicowi aktywiści zawsze się martwią o śmierć foki u wybrzeży Grenlandii, czy prześladowaniach ludzi w Nigerii.
Tylko podobnie jak w sferze zawodowej, jakoś nie chcę sie zaryzykować i np pojechać do Afrykii tam walczyć w realnej walce.