Miałam kilku miszczów medycznych, zazwyczaj byli mało żywotni, bo zeszli ze świata lata przed moimi narodzinami.
O tyle to było niewygodne, że mogłam jedynie chłonąć ich myśl pisaną, niestety bez feedbacku i dyskusji (z oczywistych powodów). Największą sympatią pałam do Semmelweisa, głównie dlatego, że prostota jego odkrycia była genialna, zaobserwował, że mycie rąk przed odbieraniem porodów zmniejsza drastycznie śmiertelność wśród rodzących.
Rozwiazanie jednak było “zbyt proste” dla ówczesnej elity lekarskiej, która odrzuciła taki banał, nie zważając na statystyki. Jak wiadomo bakterie dłoni profesorów imają się mniej xd
Smutną sprawą jest to, że geniusz Semmelweis zmarł w depresji i niesławie, nie doczekawszy się podziękowań za milowy krok w antyseptyce.
Żałuję, że nie poszłam w koszulce z jego podobizną na dymplomatorium, długo rozważałam w głowie taki scenariusz, ale dresscode i “nie wychylaj się Helena” wtedy zwyciężyło. Togi nie byłam w stanie przywdziać, z braku wewnętrznego poczucia wagi zdobytej wiedzy i wszelkiej niechęci do blichtru ponad własną miarę.
Ignaz Semmelweis moją inspiracją.
https://www.wielkiepytania.pl/article/historia-mycia-rak-czyli-trudne-narodziny-antyseptyki/