Colemanka Nie znam osobiście żadnego gościa, którego naczelną wartością jest ożenek. Sam dajesz zły przykład. Po co zes się żenił? Aaa bo to nie była naczelna wartość w twoim przypadku, tak? No to trzeba było pokazać dobitnie, że nie była mądralo 😏
Moja myszka jest inna, niż wszystkie ;-)
A na serio, to masz całkowitą rację. Jestem doskonałym przykładem tego, jak bardzo kretyńskie wzorce wyniesione z domu rodzinnego potrafią namieszać w głowie. Gdyby nie one i gdybym w tamtym okresie życia potrafił kierować się zdrowym egoizmem, gdybym jeszcze do tego miał tę świadomość, że nawet największa miłość to jedynie powtarzalny i przemijający stan umysłu, to bym się nigdy nie ożenił.
Mój wielki 12-letni związek zakończony małżeństwem i dwójką dzieci skończyłby się tak, jak powinien się skończyć - na pierwszej randce, 5 minut po tym, jak weszliśmy do jej mieszkania.
Więcej - nigdy bym się nie zdecydował na związek w ciemno z laską z afrykańskiego zadupia, który zakończył się jak się zakończył (niektórzy pewnie pamiętają genezę mojego nicka z forum BS). Ten związek by się nawet nigdy nie zaczął. Nie byłoby nawet pierwszej kawy razem.