Wypowiem się jako jeden z “beneficjentów” wskazanej w tytule umowy. Na początku zaznaczę, że zgadzam się, że zazwyczaj bywa niekorzystna dla mężczyzny w przypadku rozwiązania. Najważniejszy powód to dwa rozwodowe plusy u kobiet, czyli “dysponowanie” czasem wspólnego dziecka i możliwość łatwiejszego wykorzystania ekonomicznego byłego partnera.
W tej chwili nie czuję się poszkodowany, ale przyznam, że od kiedy eksploruję szeroko pojętą manosferę, bardziej obawiam się, czy żona nie zabierze mi kiedyś czasu z dzieckiem. Niby irracjonalna obawa, bo oparta na statystyce, a jednak występuje, więc o niej wspominam. Innych raczej nie mam.
Zresztą system to jedno, a pozostają jeszcze warunki osobnicze i środowiskowe, które również mają wpływ na decyzję o małżeństwie. Myślę, że plusy strony męskiej są raczej indywidualne i oparte na wspomnianych. Nie zaszkodzi być również minimalistą.
Podsumowując: wchodziłem w małżeństwo z dużo mniejszym wkładem materialnym, a uwzględniwszy mój bagaż trafiłem dobrze. Na tą chwilę się układa, mam szczęśliwe dziecko i stabilnie zaspokajaną piramidkę Maslova. Obyłbym się bez małżeństwa, ale jeśli takie było pragnienie drugiej strony, nie przeszkadza mi to bardzo.