Historia rozgrywa się 15 lat temu, w ogromnym skrócie, bo wątków jest mnóstwo, mam nadzieje że wytłuszczę najważniejsze.
Poznalismy sie na jakims durnym forum interentowym. Miejsce w internecie gdzie obraża się papieża, żaden tam tinder, karachana, wykopu czy innych nawet w planach nie bylo. Wtajemniczeni wiedzą. Ja zarabiałem jako spamer, ona musiała udawać faceta. Jakoś tam natrafiliśmy na siebie. Pod jakimś byle pretekstem postanowiliśmy się spotkać, oboje mieliśmy pół polski do przejechania.
Pierwszy kontakt zjebałem po całości. Bez jakiegoś żalu
Orbitowałem, orbitowałem kolo niej od paru lat nie jakoś bardzo napastliwie, bardziej sieciowo aż w końcu się wkręciłem. Niby mi na niej zależało, ale jakby nie pykło - to luz. Zdradziła ze mną swojego faceta ktorego znala cale dwa tygodnie. Od tamtej pory pierwsze trzy miesiace - miodzio - najlepszy okres w moim zyciu. Niby chujowo sie z tym nieco czulem, a z drugiej strony wiedzialem ze i tak jestem dla niej najlepszym wyborem.
Sam nie moglęm się wtedy niczym pochwalic - bylem z biednej rodziny, rzucilem szkole, niepelnoletni, z chorą psychicznie matką, ale stwierdzilem że nie ma co robić postaw sie a zastaw sie czy zgrywac hojraka i po prostu jej o tym powiedzialem. "normalna dziewczyna" na cos takiego by nie poszla, bo po prostu warunki tam byly fatalne, wiec plus dla niej, bo na pewno jak o golddiggerce nie moge o niej powiedziec. Ona podobnie jak ja tez rzucila szkole, jej starzy tez podrzucili ja dziadkom, wiec przeniosla sie do mnie. Uczylem sie zaocznie, ona tez i to medycyny. Pozwalalo jej to tworzyc wrecz jej drugie hobby.
Nauka? Gdzie tam. Lepiej się bzykać. Takie miałem wrażenie. Eeee, nie pojde se na wyklad, pełny netflix&chill. Tylko ze wtedy jeszcze chyba netflixa u nas w polsce nie bylo.
Z czasem z nudów (lub innych powodow) zaczęła ćpać. Wiecie, ja miałem wolnościowe podejście, chcącemu nie dzieje sie krzywda, jej sprawa, mnie to nie szokowalo, jak potrzebuje to niech bierze, zwykle to faceci to czesto "bad boye" i dilerzy roznej masci. Częstowała, na mnie szału nie robiło. Nie lubię jak nie wiem co sie dzieje z moim cialem, aczkolwiek miał oto plus po niektórych smakołykach się kochaliśmy jak zwierzeta, chociaz okupione to byly tygodniem gorszego humoru. No fajnie, ale generalnie ja nigdy nie mialem tendencji do uzaleznienien, wzialem pare razy co mi dawano i nie rozumialem tego co w tym widzi w ogole.
Widziałem, że jej hobby ma zły wpływ na nią, brała coraz więcej. Potrafiła zapalić gaz i zapomnieć go zapalić gotując herbatę, ale irytowała się gdy jej zwracałem uwagę, że nas wysadzi. Wychodziła z domu z gołymi cyckami, bo zapomniała biustonosza ubrać. Coraz gorszy miala humor, coraz bardziej wkurwiona na wszystko, dziura w pamieci taka ze mozna z nia dziesiec raz ogladac ten sam film i ona dalej nie wie o czym byl. Jak kiedyś na łące nad wodą, gdzie ja wzialem na spacer na swieze powietrze, bo znowu sie sponiewierala, powiedzialem jej ze jak nie wie co robic to zeby usiadła gołą dupą na oset i go pilnowała, to to zrobiła, bo ironi nie wyłapała. No po prostu beret rył się w oczach od dragów. Zacząłem to z lekka sabotować, "gubić", podmieniać, rozwadniać.
No po pewnym czasie po prostu chodzący przypał nie kobieta. Wiecie, siedząc z nią na wsi gdzie po horyzont nie ma żadnego człowieka ten przypał był mniejszy, ale i tak duży. Aspolecznosc bardzo duza, patologiczna wrecz. Ja tez takie cechy przejawialem, ale z racji pracy czy bycia mezczyznom, musialem stawic im czola. Gdy ona wychodzi na przyklad na plaze - po pol godziny jest "przebodzcowana", nie porafi sie na niczym skupic.
Generalnie na 8 roku zaczelismy sie juz mocno wkurwiac, ona miala mi za zle tyrady, ze przesadza. Odbiła do jednej swojej jeszcze bardziej koleżanki, chyba sie z nia przelizała czy przelesbiła. Na mnie to wrażenia nie robiło bo i tak jakos to przewidywalem, bylo gorzej z dnia na dzien, wiedzialem ze relacja zaczela sie od zdrady i ze to czerwona flaga a i tak bylem.
Potem zerwała, wyprowadzilismy sie, zaczelismy pracowac, a ja troche przesiaklwszy jej stylem zycia (nie tak mocno jak ona) idąc w tango, wiecie jak to jest z narkomanami - wszyscy sie ze soba znaja i sila rzeczy gdzieś tam kręciła się w towarzystwie wiec ja widywalem. Podobno było z nia tak zle ze miała się oddawać za towar, tak slyszalem od znajomych czy nawet od niej samej po czasie.
Z czasem przespalismy sie ze soba jeszcze raz na jakims melanżu, bo po co podrywać kogoś nowego do przygruchania sobie do poduszki, nie ma nic złego w sypianiu z ex, skoro jesteśmy wolni. No i problem w tym, że skończyło się to tym razem ciążą. Dziecko urodziło się zdrowe, ona przestala cpac, jako tako sie ogarnela stare zycie musialo sila rzeczy pojsc w zapomenienie, przyszlo to latwiej niz myslalem, aczkolwiek cierpliwosc ma slaba i pamiec, jest cieniem samej siebie z tamtych lat. Ja tez swiety nie bylem, po rogach nie walilem, aczkolwiek nie odslanialem kart na tyle, by uznac to za uczciwe, ale zaangazowania emocjonalnego z mojej strony minimum. Znaczy, bardziej u mnie jest to falowo jak u panienki z borderem - raz mysle, ze musze sie ogarnac, ze mam dzieci, potem przypominam sobie o sytuacji i mowie twarde stop.
Trudno mi nawet określić, czy jestesmy w zwiazku czy nie, nie wiem w ktora strone to pchnac.
Raz potrafimy sie kochać, drugiego nawet buziaka do pracy nie chce mi dac. Niby chcemy byc rodzina, a niby sie jednak ze wzgledu na przeszlosc brzydimy sie zrobic jakis konkretny krok. Niby mamy swiadomosc poczucia obowiazku, ale to wszystko jest jakies takie dziwne. Jak rozmawiamy to cholera, no, w zaleznosci od humoru mi to wyglada. Niby na razie wyglada to bardziej jak relacja sublokaltorow, a ja jej podrywac kolejny raz i sie starac mocno srednio mam zamiar przy jej niskim zaanazowaniu, chociaz jest mozliwe, ze ona by to odwzajemnila.
co radzicie?