Z przypadkiem C szykuje się kontynuacja i kolejna randka w tym tygodniu. Przez komunikatory jest oszczędna, odpisuje fajnie, miło, intelektualnym pazurem i konkretnie, ale mało i po czasie. Zakładam tu dwie wersje: a) preferowana - jest zapracowana, ma swoje hobby i pracę, szuka (mojego) towarzystwa męskiego ale nie za wszelką cenę albo b) trwa casting i nie chce jej się ze mną uskuteczniać elaboratów.
Pojawiła się też, zupełnie niespodziewanie, pani E. Match i dużo pisania. Bardzo ciekawa - to mało powiedziane. Dużo pasji, energii, ochoty. Utalentowana, aktywna, artystka. Fizycznie w moim typie, ale muszę poznać detale bez tekstyliów, żeby ostatecznie potwierdzić. Zarazem jednak z tego, co wiem o niej - po przejściach i z tragicznym doborem partnerów. Spotkanie odbyło się dzień po zapoznaniu. Rozmowa świetna, dużo iskry. Wiem, że zrobiłem piorunujące wrażenie, czułem… jej podochocenie, gotowość oddania się, całkowity podbój. Kontrolowałem sytuację zupełnie, kobieta miękka jak wosk, jestem pewny, że była mokra i śliska. Kolejna randka będzie już w pościeli. Potencjał na bardzo wiele, ale… Mam tylko wątpliwość - czy to ma sens? Oprócz oddania i chęci emocji, wyczuwam, że to jest kobieta ciepła, serdeczna, z doświadczeniami, której potrzebny jest też partner jako wsparcie. Nie tyle materialne, ale duchowe, emocjonalne. Wydaje mi się, że tego jej dać nie mogę. Wychodzi na to, że mogę się nią, czy też z nią (nie wiem) bawić, spędzić miło czas, zapewnić emocje i doświadczenia, dużo przyjemności - i tyle. Muszę trzymać ją na dystans a wydaje mi się, że jest to człowiek, który po pewnym czasie takiego traktowania więdnie, bo potrzebuje więcej. Chyba też, kurcze, ona na to zasługuje a ja mam jakieś wątpliwości, czy nie zrobię jej krzywdy.