Kilka słów o niszczeniu rolnictwa, czyli czemu rolnicy protestują.
Gdy pojawiają się informacje o protestach rolników często można spotkać się z komentarzami osób zdziwionych taką sytuacją (osobiście widząc obecną sytuację dziwię się czemu nie protestują wszyscy…). Postanowiłem więc nakreślić możliwie zwięźle przyczyny tych protestów oraz uświadomić osoby niezwiązane z tą branżą, dlaczego nie jest tak kolorowo jak podają media.
Sprawa ma wiele aspektów, ale w skrócie, protesty spowodowane są zmianami prawnymi powodującymi obniżenie opłacalności produkcji rolnej. Wprowadzane przepisy, takie jak zielony ład czy import zbóż z Ukrainy powodują wzrost kosztów produkcji przy jendoczesnym spadku cen płodów rolnych. Szeroko mówi się o ekologii i ratowaniu klimatu, lecz owe zmiany z ekologią nie mają nic wspólnego. Przykładowo w ostatnich latach coraz częściej dotykają nas susze. Jednym z podstawowych sposobów przeciwdziałania jest zwiększanie retencji wody w glebie poprzez np. przedzimową orkę, spulchniona ziemia przez cały okres jesieni i zimy łatwiej magazynuje w sobie wodę. Tymczasem orka po zbiorach została zakazana i jest możliwa dopiero po 15 lutego, a za nieprzestrzeganie tego przepisu grożą surowe kary. Skutkiem orki wiosennej jest dodatkowe przesuszanie gleby. Kolejnym bezsensownym przepisem jest nakaz ugorowania części użytków rolnych. Wyobraźcie sobie sytuację, w której do waszego domu przychodzi urzędnik i stwierdza, że w tym roku nie używacie jednego ze swoich pokoi… Absurd, prawda?
W kwestii importu zbóż z Ukrainy, jak wiemy nie jest ona członkiem Unii Europejskiej, więc nie obowiązują w niej nasze restrykcje, przez co można stosować tam środki chemiczne, które u nas zostały już dawno zakazane ze względu na ich szkodliwość. Stosowanie tych środków nie dość, że szkodliwe, to znacząco obniża koszty produkcji przez co Polski rolnik nie jest w stanie konkurować cenowo z Ukrainą. Ponadto, produkty te nie przechodzą u nas odpowiednich kontroli jakości. Kluczowa jednak jest tu inna kwestia, mówi się że “trzeba pomagać sąsiadom w potrzebie”, ale to nie ukraińcy uprawiają ukraińskie ziemie, a rolne korporacje zarejestrowane między innymi w Luksemburgu, Cyprze czy USA. Aż 90% ukraińskich producentów rolnych jest zarejestrowanych poza Ukrainą, czyli importując od nich produkty wcale nie wspieramy Ukrainy!
Odniosę się również do kwestii dopłat, bo przecież “rolnik tyle dostaje”, z tym że to nie rolnik dostaje, a jedynie pieniądze przechodzą przez jego ręce. W momencie wprowadzenia dopłat na maszyny, ceny maszyn poszybowały w górę o kwotę dopłaty, tak samo było ze wszystkim na co wprowadzane były dofinansowania, więc rolnik płacił tyle samo albo więcej, a pieniądze wracały skąd przyszły, bo znaczna część maszyn to maszyny niemieckie bądź w Niemczech produkowane. Sęk w tym, że więcej płaci każdy a dotacje dostaną wybrani. Kolejną kwestią jest to, że dopłaty obwarowane są wieloma ograniczeniami i często zakwalifikowana maszyna jest zbyt mała na nasze potrzeby.
Co do maszyn, bo przecież na protestach widać same nowe i drogie maszyny. W dzisiejszych czasach ciągnik, który przepracował 5-6 lat nadaje się do kapitalnego remontu, więc nie sposób pracować czymś starszym.
Warto zauważyć też na jaką skalę rosną koszty produkcji, a plony i ceny płodów rolnych nie. Ciągnik, który parę lat temu mogliśmy kupić za 300 tysięcy złotych, dziś kosztuje ponad 600, tona saletry kiedyś kosztowała 350zł, teraz 2000zł i to jest tanio, bo w szczytowym momencie (gdy były dopłaty do nawozów) cena przekroczyła 4 tysiące złotych za tonę. Ceny paliwa każdy wie jak się zmieniają. Tonę pszenicy zaś sprzedać mogliśmy kilka lat temu za 800-1000zł, dziś 600-800zł.
Przedstawię uproszczone obliczenia, ile ten rolnik tak na prawdę zarabia na uprawie zbóż, kukurydzy czy rzepaku (pominę warzywa bo tam fakt faktem zarobki są większe, ale większe jest też ryzyko i nieporównywalnie większe nakłady pracy). Zakładając gospodarstwo o powierzchni 100ha na ziemię wydać musimy minimum 5 milionów złotych, na maszyny do obrobienia tej powierzchni wydamy kolejne 2,5-3 milionów złotych. Trzeba to jeszcze obsiać, dopilnować i zebrać plony - a to jest koszt około 300-400 tysięcy złotych rocznie. Zainwestowaliśmy więc w firmę 8mln, w rok dorzuciliśmy do tego 400 tys, pracujemy w sezonie 7 dni w tygodniu po 12h dziennie albo i lepiej, poza sezonem po 8h dziennie a i tak musi nam pomóc żona i zarabiamy na tym średnio 10 tysięcy złotych miesięcznie (średnio, bo czasem wyjdziemy na zero czasem zarobimy 20 tys, a czasem musimy dołożyć bo wyjdzie jakaś poważna awaria maszyny). Czy to tak dużo?
Wspomnę jeszcze dlaczego rolnictwo jest tak ważne. Kraj który nie produkuje żywności jest skazany na import, czyli uzależniony od innych. Każda forma zależności utrudnia funkcjonowanie, ponieważ daje to możliwość wywierania wpływów poprzez zaspokajanie najważniejszych potrzeb. Cytując Frederica Joliot-Curie: “Przyszła wojna będzie wojną niewidzialną. Dopiero, gdy dany kraj zauważy, że jego plony uległy zniszczeniu, jego przemysł jest sparaliżowany, a jego siły zbrojne są niezdolne do działania, zrozumie nagle, że brał udział w wojnie i tę wojnę przegrywa”.
Na koniec dodam, protestować trzeba bo to jedyne co możemy teraz zrobić oprócz uświadamiania ludzi nie znających obecnej sytuacji, jednak aby protest był skuteczny trzeba działania skierować bezpośrednio w polityków, to oni mają odczuć, że się nie zgadzamy na niszczenie naszego kraju. Niech to nie będzie tylko protest rolników, a wszystkich Polaków!