Człowiek, który stoi po przysłowiowej "prawej "stronie barykady jest mocno stabilny, utwierdzony w swoich przekonaniach, często wierze w Boga (niekoniecznie kościoła), jest związany ze swoją kulturą, czuje czym jest tradycja, wie, że pieniądze mają narodowość a najlepiej działają lokalnie.
Taki człowiek, gdy już odnajdzie właściwą ścieżkę jest niesamowicie stabilny, tak samo będzie prawdopodobnie myślał za lat 10, za lat 20… Bo wartości uniwerslane, takie jak właśnie wiara, honor czy miłość zawsze się sprawdzają i tworzą nierozerwalny fundament. Jeżeli jednak nie zaszczepiono nam tego w młodości trzeba do pewnych wniosków dojść samemu, czy to poprzez terapię czy wiarę w Boga. To drugie jest zwyczajnie szybsze i mocniej się osadza, terapie psychologiczne są mniej skuteczne i trwają, ale też warto z nich korzystać. W jednym i drugim przypadku efekt jest podobny - stajemy przed prawdą o własnych słabościach i konfrontujemy się z nimi. W chrześcijaństwie nazywa się to dźwiganiem krzyża i zawierzeniem spraw Bogu. I tak uporanie się z tym stoi po naszej stronie, tyle, że jest łatwiejsze i właśnie szybsze. Wtedy można wreszcie uwierzyć w siebie i w naszych bliskich (bliźnich) a relacje rodzinne, przyjacielskie są nierozerwalne i trwają całymi dekadami. Ale to trzeba chcieć kochać, kochać Boga, samego siebie i bliskich. Bez uwarunkowań kulturowych, znajomości tradycji i wiary zwyczajnie ciężko jest kochać, bo szczęście to nie tylko odczuwanie, że jesteśmy kochani ale też możliwość okazywania miłości innym.
A gdy kochać nie umiemy? To przecież podstawowa potrzeba człowieka. Jeżeli nie wiemy czym jest miłość i jak ją okazywać to ganiamy za byle czym, ratujemy pandy w Azjii, ofiary gwałtów w Indiach albo walczymy z dziurą ozonową. Jesteśmy jak chorągiewka, z której strony wiatr zawieje tak odwracamy wzrok i dajemy się drenować do granic możliwości.
I zawsze jest coś, co nie pozwala nam być szczęśliwymi. Miłość do drugiego człowieka jest miłością bezpośrednią, kochamy tu i teraz i musimy ją okazywać, bo nie ma miłości nieokazywanej, a jeżeli nie odczuwamy jej i czujemy si ę niekochani to cierpimy.
I tu właśnie drodzy lewacy kłania się wasza nieodwzajemniona miłość do instytucji, w której zawsze będziecie poszkodowani, puści wewnętrznie, zawsze trzeba będzie gonić tego króliczka, bez końca…