LaLibertine A potem? Za 10 lat jak już przestanie chodzić. Póki co pracę ma u rodziców, tak jakby 24/7. Kto w tym kraju zatrudni osobę z takimi problemami?
Nie rozumiem tego pytania o zatrudnienie. Kiedyś na rencie (przy orzeczeniu całkowitej utraty zdolności do pracy) nie można było świadczyć pracy, bo się traciło prawo do renty. Teraz z tego co spojrzałam można podjąć zatrudnienie ale się wysokość renty uszczupla wiec jaki jest sens prace w ogóle podejmować, a tym bardziej martwic się na zapas?
Dwa, nie chciałam tego pisać, bo to jest tragicznie przykre ale może jednak się przyda w tych rozważaniach, a mianowicie: nie ma sensu rozważać gdzie będzie mieszkać czy pracować za 20 lat, bo jej życie będzie najprawdopodobniej już zmierzać ku końcowi.
„Szacuje się, że 10 lat od rozpoznania SM przeżywa 90-95% chorych, 20 lat – 70-75%, 30 lat – 50-65%, a 40 lat - około 35-55% chorych. Średnie długości życia u mężczyzn i kobiet w Polsce były zbliżone i wyniosły w 1998 roku odpowiednio 52,3 i 51,8 roku.”
Naprawdę myślisz, ze gdy umierasz to w ogóle Cię obchodzi w jakich warunkach i czy ktoś cię zatrudni?
To raz, a dwa my tez możemy się martwic na zapas czy aby nie będziemy musieli pracować do śmierci, bo emerytur nie będzie, a jeśli będziemy żyć 70-80 lat, to już się możemy zacząć martwic czy ktoś nas 70ciolatkow pozatrudnia i czy w ogóle będziemy zdolni do wykonywania pracy, pomijając czy będziemy konkurencyjni na rynku. Tylko znowu: po cholerę już teraz się tym martwic. Może kopniemy w kalendarz w wieku 50 lat na zawal, a wcześniejsze wieloletnie zmartwienia co będzie za kilkadziesiąt lat psu na budę beda?
Krótko: myślał indyk o niedzieli, a w sobotę mu łeb ucięli.
Sorry wyszło mało empatycznie ale pisze trochę z własnego doświadczenia – mój ojciec był chory na stwardnienie rozsiane, rozpoznanie po wojsku w wieku 21 lat jakoś ale szczęśliwie nie miał wielu, kolejnych rzutów choroby wiec nie postępowała. Chodził o kuli. Przeżył 60 lat. Nie pracowal. Gdy został znaleziony martwy miał w portfelu 10 zloty.