Anna ja się nigdy nie przejmuję, ja mam 2 latka”. To daje obraz tego, jak łatwo narcyzom “wbić nóż w plecy” i radośnie pójść dalej, podczas gdy czasami latami wychodzi się ze skutków narcystycznego zawłaszczenia.
Z mojego doświadczenia, ale mówił o tym też autor, a o czym się nie wspomina.
Takie osoby są świetne do przyjemnego spędzania czasu, wspólnych zabaw, itp. One muszą dbać o swój wizerunek, bo to jedyne co mają i wkładają dużo wysiłku by wydać się atrakcyjnymi na wielu polach. Przez to, przynajmniej na krótką chwilę, nudy w interakcji nie ma.
Spotkałem trzy osoby, które odpowiadały wręcz wzorcowo opisom. Dwie, narcyza wielkosciowego i jedna ukrytego.
Mężczyzna i dwie kobiety.
Schemat wydaje się dosyć podobny- atrakcyjna powierzchowność i czarna dziura w środku.
Zasadą powinno być, jeśli mamy takie osoby w otoczeniu i chcemy tej interakcji, żeby podchodzić do tego totalnie na luzie.
Nigdy się nie angażować.
Ktoś taki będzie wkładał dużo wysiłku w to by stać się dla nas atrakcyjnym, dopóki będzie mu się to opłacać. A potem “nóż w plecy” to realna opcja.
Nie chodzi o złośliwość. Kiedy nie mają korzyści, drugi człowiek staje się dla nich jak bezwartościowa rzecz.
Agresywne się stają wtedy, kiedy ktoś narusza ich wizerunek.
Wkładają w jego budowanie mnóstwo wysiłku i to jedyne co mają, więc jakiekolwiek jego podważenie traktują jak zamach.
KptSkok Tylko wymaga ludzi, którzy są dla siebie nawzajem naprawdę, szczerze atrakcyjni: na poziomie fizycznym intelektualnym i emocjonalnym. Gdzie do wielu rzeczy się nie trzeba zmuszać, bo to wynika samo z siebie. Gdzie ludziom się chce coś robić RAZEM, bo ich to (ta aktywność, którą robią razem) i tak kręci samo z siebie, bez wyciągania za uszy.
Dobrze piszesz. Dodałbym do tego warunek konieczny- względną dojrzałość.
Tylko mając w miarę ogarnietą głowę, emocjonalność, możemy z podobną kobietą próbować tworzyć coś dojrzałego, gdzie oboje realizują się jako jednostki, ale też jako wspólnota, na wielu płaszczyznach.
Piszę “w miarę ogarniętą” bo nie chodzi o bycie oświeconym mistrzem zen, ani szukanie swojej doskonałości jako warunek wejścia w relację.
Wystarczy pozbycie się szkodliwych schematów, mechanizmów (lub chociaż ich znajomość i nie poddawanie sie im) i otwarta przychylność. Jeśli z drugiej strony będzie podobnie, jest szansa na rozwijającą relację.
Szansa, bo oprócz względnego ogarnięcia i przychylności, dobrze byłoby podobnie rezonować choć na kilku płaszczyznach. Czuć się ze sobą dobrze, też poza łóżkiem. A na pewno w nim.
Johnny Związek nie jest źródłem szczęścia (co próbowałem w tym temacie pokazać),
Dobry związek jak najbardziej może być źródłem szczęścia. Przecież w takim realizują się nasze potrzeby, pomagamy realizować je partnerce i to może realnie podnosić poczucie szczęścia. Zarówno tych odczuć powierzchownych, ale też harmonii na głębszych poziomach.
Oprócz realizacji potrzeb, w warunkach udanej relacji jest możliwy realny wzrost. Realizowanie się.
W inny sposób niż będąc samemu, kiedy tę rzeczy też są możliwe.
Związek nie może być czymś, co stanowi jedyne źródło szczęścia i szczęście nie może być tylko od związku zależne, o tym trzeba pamiętać.
Jeśli komuś zawaliłby się świat po odejściu kobiety, ma problem.