Johnny Wydaje mi się, że w narcyzmie (mowa o cechach charakteru, a nie o zaburzeniu osobowości) chodzi bardziej o wyolbrzymione poczucie własnej “ważności” - oczekiwanie podziwu idące ręka w rękę z bólem towarzyszącym krytyce.
Czyli wydawałoby się, że poczucia własnej wartości tam za wiele nie ma - brak pogodzenia się z tym, że nie jest się nikim wyjątkowym.
Kiedy są silne naleciałości narcystyczne, nad tym można jeszcze pracować, to jest ciężkie ale terapia jak u borderline jest możliwa, natomiast w klinicznym NPD, nawet nie chodzi o poczucie wartości, ale o totalnie fałszywe ja (anty-człowiek). Usuń zaburzenie a się okaże że tam nic nie ma, pustka. To fałszywe ja musi być więc z zasady wielkie, wspaniałe, cudowne, przyciągające żeby zakryć prawdę o tym, że pod warstwami nie istnieje żadna prawdziwa, autentyczna osoba. W rzeczywistości NPD najbliżej psychopatii.
Yolo Spotkałem trzy osoby, które odpowiadały wręcz wzorcowo opisom. Dwie, narcyza wielkosciowego i jedna ukrytego.
Mężczyzna i dwie kobiety.
Ja spotkałam (tak mi się wydaje) tylko jedną taką osobę, która spełniałaby opis klinicznego narcyzmu, dodatkowo z chad. To było jak spotkanie z diabłem. Dwa lata miałam kontakt z kimś takim. Na początku było jak w bajce, oczywiście bombardowanie miłością na taką skalę że całe dzieciństwo poszło w zapomnienie. Trzy pierwsze miesiące to były uniesienia i miłość przy której niech się abelard i heloiza, romeo i julia, tristan i izolda palą ze wstydu.
Niech się cieszy kto nie doświadczył tego jak puszczają wszystkie tamy i blokady do takiej miłości. Pamiętam jak kiedyś w słabszym momencie mojemu narcyzowi zebrało się na szczerość i powiedział do mnie “wiesz ja nikogo nie kocham, nic do nikogo nie czuję, wykorzystuję ludzi do swoich potrzeb. Ciebie lubię, przez co mam z tym dyskomfort, musisz więc znaleźć sposób żeby uciec, bo sam cię nie puszczę, a jeśli ze mną zostaniesz to cię zniszczę ”.
Najpierw związał mnie emocjonalnie, a potem rzucił mi wyzwanie. Ja nie jestem też BPD, zalezna, ani nie jestem typem ofiary, przyjęłam rękawicę i się udało, choć do końca pozostawał kontrolujący i czujny do tego stopnia, że prawie siedział mi w głowie, a to był narcyz wysoce inteligentny, biegle władał kilkoma językami, wszystkie numery telefoniczne miał w głowie, pamięć absolutna, nigdy czegoś podobnego nie widziałam. Kazdy mój gest, ruch słowo skanował.
Ludzie tego nie rozumieją, pytają czasami, jak mogłaś do tego dopuścić. Sama się nad tym zastanawiałam, tymczasem wyjaśnił mi to profesor Sam Vaknin, który wydaje się być mądrym i sympatycznym (pozornie bezpiecznym) facetem mimo klinicznego narcyzmu. A więc opowiada o tym, że to zawsze narcyz decyduje o zakończeniu relacji, oni czytają ludzi jak książki, wiedzą gdzie naciskać. Mówi on też, że tylko 10% swojej energii, wykorzystuje na pracę, 90% zaś na niszczenie swoich partnerów i akcje rozregulowujące jego prywatne życie. Jemu jest to potrzebne do narcystycznego zasilania. Z tego że ktoś mu bliski kogo zimno rozgrywa cierpi emocjonalnie czerpie dowartościowanie, zasysa, buduje swoją wielkościowość . To nie są żarty. Widzisz wyjątkowo wspaniałego nadczłowieka-spierdal…j.