HelenaK Kłóci mi się to, że przyznał się do swoich zachowań, może rzeczywiście chciał być uczciwy i powiedzieć na wstępie na co się w sumie godzisz w relacji z nim, nie rozumiem, co znaczy, że “przyjęłaś rękawice”? Weszłaś w związek po tej deklaracji? Czy za tym się kryła jakieś stereotypowe myślenie “przy mnie się zmieni, ze mną będzie inaczej?”
Napisałam to przecież. Pierwsze trzy miesiące były super, wszelkie nieciekawe akcje nastąpiły po okresie usypiania czujności kiedy doszło do zawłaszczenia emocjonalnego. Nikogo nie chciałam zmieniać, najpierw było ok, potem było po prostu za późno, miałam 20+, nie rozumiałam co się dzieje.
Choć były czerwone flagi, jak szybkie wyznania miłości, zbyt duży entuzjazm w stosunku do mojej osoby. Jestem fajna ale nie aż tak 😀 Wtedy, bez wiedzy inaczej to odczytywałam, teraz jakby mi ktoś na początku znajomości powiedział, że mnie kocha uciekałabym w popłochu.
Johnny Tak, czuję się mniej empatyczny i bardziej nieufny niż kiedyś.
Ja straciłam entuzjazm. Przed tym doświadczeniem byłam spontaniczna, wesoła, otwarta, potem niestety mocno zdystansowana. Bałam się, że znów dam się podejść.
Johnny 6 lat byłem z borderką. Tam aż takiej tęsknoty nie było, bo love bombing był jedynie na początku relacji, a potem przez ponad 5 lat piekło, w którym trzymały mnie deficyty, poczucie niższości i seks z kosmosu.
Co do seksu z narcyzem to tam była ogromna energia seksualna, ale sex był jak z robotem. Tam nie było człowieka i emocjonalnego dopasowania, coś było nie hallo. To zabrzmi dziwnie, ale ja miałam przy nim głód seksu. Paradoks.
HelenaK Hm, może gdzieś mi umknęło, jak po takiej deklaracji jak wyżej jednak doszłaś do tego wniosku, że jest “wspaniałym nadczłowiekiem?”
Dziwnie nie odczytujesz co napisałam, choć ponoć jesteś z branży. Powinnaś wiedzieć, że to nie jest kwestia uznawania bądź nie i rozumieć, że to nie jest tak, że będąc z toksem dziś oto decyduję, że jednak nie jest wspaniałym człowiekiem. Weszłam w rolę też bo miałam jakiś deficyt, który on mi uzupełnił.
Pokazał się jako taki na początku relacji, potem wyszły inne sprawy. Ale chcąc być uczciwą to był człowiek wielu talentów (które zmarnował) Było w nim coś tragicznego, co mnie wtedy pociągało, przy tym wtedy nie widziałam i nie doceniałam samej siebie. To nie jest tak, że tylko ja popłynęłam. Charyzma, talenty, dowcip, (pozorna) głębia- wiele innych osób oczarował i oszukał i nie piszę tu tylko o kobietach.
Np Vaknin, to jest fascynujący człowiek, który przed sobą ostrzega. Zbudował na tym karierę, jednak gdyby chciał to spokojnie mógłby udawać, grac rożne role i inne osoby wciągać w siebie. On ma w sobie coś wspaniałego-profesjonalizm. I tyle. Jednak jak go słucham porusza mnie kiedy mówi, byłbym wspaniałym człowiekiem gdybym był wychowany przez kochających rodziców. Czułam kiedyś wspólnotę do takich doświadczeń, to też był dobry haczyk, ale u mnie chodziło jedynie o deficyty z tym związane, a nie zaburzenie osobowości. Teraz na takie historie czuję smutek ale i ciekawość co do tajemnicy (misterium inqietatis) . Jestem zwyczajną osobą, mam emocje, ale tacy ludzie to tylko ciekawostka psychologiczna.