YO-l-ON Spotykałem kobiety, które chyba miały tak jak Ty. Dziwne odczucie.
Intelektualnie ok, zachowanie w porządku, a mimo to wyczuwalna betonowa ściana. Nie umiałem tego zrozumieć kiedyś. Poczucie że nie da się pójść dalej.
Byłam w podobnej sytuacji, ale jako kobieta za taką niby betonową ścianą a przynajmniej o to zostałam posądzona. Mogę napisać ze swojej perspektywy, że faktycznie mur był, ale nie od razu. Najpierw przez wiele miesięcy osoba, o której mowa pozwalała mi być autentycznie sobą. Był uważny, czarujący, charyzmatyczny, pełen inwencji twórczej z poczuciem humoru i ten kontakt faktycznie na tym etapie cukrowego show był bardzo dobry. Myślałam, że poznałam osobę identyczna jak ja, zresztą druga strona też podkreślała wyjątkową wież podobieństw. Stopniowo, kiedy zaczęło mi bardzo zależeć pojawiały się niuanse, drobne rzeczy dewaluujące i dotykające mnie, których sama nie zrobiłabym. Zaczęły wychodzić ukryte mechanizmy tej osoby, o których wcześniej nie miałam pojęcia. I chyba wtedy zaczęłam się wewnętrznie usztywniać. Podświadomie rósł uraz a intelektualnie i duchowo byłam wciąż na etapie „tańców na parapecie” wmawiając sobie, że może się mylę. Kiedy zaczyna się podważać siebie, (moje nieogarnięcie i błąd) ugruntowuje się dysonans poznawczy, kuleje obiektywizm.
A on psuł, sabotował na mnie projektując niemożność, ostatecznie usłyszałam, że jestem zbyt logiczna przy tym nie emocjonalna, za mało wrażliwa, bez empatii, czyli cech, które ponoć go samego mocno charakteryzowały. Po czym nastąpiło odrzucenie w formie totalnego odcięcia. Owszem mi pojawiły się mocne emocje, próbowałam to zrozumieć i wtedy zobaczyłam, że ten ktoś chyba w ramach własnej nadwyżkowej empatii chce wykorzystać to do podbicia sobie ego i zabłyśnięcia w oczach innych/ej (popatrz, jaki jestem pożądany), wtedy z szacunku do siebie żeby nie pozwolić traktować się przedmiotowo weszło studzenie tych emocji.
Zresztą będąc kiedyś mocno nadpobudliwą a przy tym poznawczą już wcześniej szłam za tropem, że można się bez takich skrajnych rarytasów obejść. Żadna to radość z bycia Ofelią, to już lepiej uczyć się i patrzeć na ludzi z tych domów pełnych miłości gdzie nie szarpią się, nie ranią a celebrują codzienność.
YO-l-ON Świadomość, że się tak ma to już dużo.
Można coś z tym zrobić a nawet się powinno, chcąc się w pełni cieszyć życiem.
Jest wiele osób, które tego nawet nie wiedzą, funkcjonują odcięci od siebie i uważają że to normalny stan.
Przypuszczam że świadomość to faktycznie pierwszy krok do samo-naprawy.
Johnny Czasem faktycznie się męczę - i to pomimo tego, że oboje potrafimy funkcjonować w związku i dobrze się dogadujemy.
Ewidentnie jesteś sangwinikiem wiec dogadasz się może nie z każdą osoba, ale z każdym temperamentem, choć sangwinicy najmniej pasują do flegmatyków, bo to są przeciwległe bieguny. Melancholicy pociągają sangwiników w kontekście głębi, uduchowienia, przy choleryku sangwinik się nie nudzi a przy okazji działa na choleryka rozbrajająco.
Generalnie gdzieś przeczytałam, że sangwinicy to najzdrowszy typ osobowości i wszystkie temperamenty powinny jakoś tam się wzorować, natomiast sangwinik powinien wychodzić ze myślenia, że wszyscy są jak on a wiec z totalnej naiwności. Sama jestem sangwinikiem i w tym wszystkim zaczynam doceniać potencjał osób melancholijnych czy flegmatycznych, jednych do przemyślności drugich do cierpliwości i spokojnego podchodzenia do życiowych spraw i niepowodzeń.