Kasia A jest dostępna inna opcja? Jesteś przekonany, że wiesz wszystko o swojej partnerce?
Piszesz teraz o wiedzy o czynie, a nie o akceptacji samego czynu.
Kasia Nie “rani” jej to? 😃
Dlaczego to, że podobają się nam również inni ludzie (bez dążenia za impulsem) miałoby nas ranić jak zdrada? Czy czyn i myślenie o nim to to samo?
Kasia Znam dziewczyny, które zakończyłyby po takim wyznaniu związek.
Ja znam takie, które uznają niewystarczającą wartość prezentu za wystarczający powód do zakończenia związku, ale my chyba nie o tym w tym temacie.
Kasia Zależy jak na to patrzeć - jeśli będzie to okupione dużym poczuciem winy, a przy okazji przekonamy się, że trawa nie jest bardziej zielona po drugiej stronie płotu to moim zdaniem nie.
xD Nie potrzebuję dokładnych badań organoleptycznych, żeby uznać zieloność trawy u sąsiadki, ale gdybym lizał jej trawnik bez wiedzy żony, dlaczego miałbym mieć poczucie winy? Przecież z założenia to tylko podyktowana ciekawością wpadka 🙂
Kasia Chybione porównanie. Ludzie raczej mają wspólną definicję pomidorów, a w przypadku zdrady niekoniecznie.
No patrz, a ja spotkałem już ludzi, którzy nie zgadzali w pełni z potoczną definicją pomidorów. Nie piszemy o teoretycznej “zdradzie” (np. oglądał pornografię i się dotykał więc “zdradził”) tylko o zdradzie w kontekście nakreślonym przez pierwszy post - potajemnego seksu z innym kochankiem/kochanką podczas długotrwałego związku z innym partnerem/partnerką. “Inne warzywa istnieją, ale rozmawiamy o pomidorach”.
Kasia Dam Ci przykład - jeśli dzisiaj zakomunikowałbyś swojej partnerce, że chcesz się z nią rozwieść to poczułaby się pewnie “zraniona”. Kończenie związku też nosi w sobie potencjał zranienia.
Kasia Jeszcze inny - koleżanka w pracy prosi Cię o pomoc, Ty jej odmawiasz, ona czuje się z tym źle, zarzuca Ci egoizm, to, że nie jesteś pomocny i koleżeński, wręcz zaczyna płakać. Zraniłeś ją czy nie?
Jeden potencjał drugiemu nierówny. Odnoszę wrażenie, że większość ludzi jednak woli skończyć związek uczciwie niż w wyniku oszustwa. Czy stawiasz znak równości pomiędzy brakiem pomocy koledze z pracy, a doprawianiem komuś poroża? Zakładam, że nie.
Kasia Czy mamy przez to rozumieć, że człowiekowi nie wolno kończyć związku, bo osoba “porzucona” poczuje się zraniona?
Kasia Zobacz Misiek, że “bycie zranionym” tworzymy sobie sami. Mowa oczywiście o ranach psychicznych.
Zobacz Kotek, że z dopuszczeniem kogoś blisko siebie,m wiąże się akceptacja wyłącznie pomniejszych ran i nakreślenie granic. Zdrada (według definicji z pierwszego posta) nie jest pomniejszą raną, a poważnym naruszeniem granic. Ponowię pytanie: Skoro to jest tylko “bycie zranionym”, dlaczego nie chcesz wiedzieć?
Kasia Nie sądzę, że każdy znosi ją tak samo. Mnie by pewnie “zraniła”, Ciebie jak widać też, ale czy dzieje się to “zawsze”? No nie wiem.
Były na forum opisy ulgi odczuwanej przez zdradzającego, gdy okazało się, że druga strona też zdradza, ale nie spotkałem się jeszcze z całkowitą nieczułością na zdradę. To znów wynika z jej definicji - jeśli coś jest “zdradą” nie jest jednocześnie błahostką.
Kasia Tak, tu nie ma premedytacji - przynajmniej w przypadku @Tomassi .
Nie ma, bo to póki co rozważanie teoretyczne. Zakładając, że do czynu by doszło, wyczerpałby on wszelkie przesłanki premedytacji:
- Myślałem o tym
- Skonsultowałem to
- Zrobiłem to
Kasia Innymi słowy czułabym ból w wyniku własnych wyobrażeń.
Załóżmy, że twój partner wiedział o twoich wyobrażeniach. Czy to zmienia wydźwięk czynu?
Kasia Coraz głupsze te porównania, Miś.
Upraszczam z nadzieją byś zrozumiała Kotek, licząc, że pomidory nie zranią cię jak “własne wyobrażenia”.
Kasia Zdrada boli tylko wtedy, gdy “ofiara” (posługuję się tu Twoją terminologią) się o niej dowie - a jeśli komuś przywalisz to chyba nie robisz tego po kryjomu?
Jeśli za trudna analogia, załóż, że partner bije twoją matkę lub siostrę, albo że masz analgezję. Bólu nie czujesz w momencie zdarzenia, ale konsekwencje odciągają się w czasie.
Większość zdrad wychodzi na jaw i większość ujawnionych prowadzi do rozpadu związku.