Pamiętam jak chodziłem jeszcze do średniej szkoły, byłem lekko przeziębiony ale jechałem autobusem, był straszny ścisk, ledwo można się było ruszyć, do tego od tego ścisku było strasznie gorąco, a tu zima i każdy ubrany w grubą kurtkę, czapkę i co tam jeszcze, i zrobiło mi się niedobrze, zimne poty z gorąca i gorączki i braku powietrza wyszły mi na plecach i na czole i w końcu nie wytrzymałem i puściłem pawia gościowi stojącemu przede mną na plecy, akurat był przystanek, drzwi się otwarły i szybko wysiadłem, mimo, że nie był to mój przystanek, resztę drogi do szkoły przeszedłem pieszo i mi się trochę polepszyło samopoczucie ale gościowi z pawiem na plecach nie zazdroszczę, podobnie jak reszcie podróżnych bo nie dość, że syf to jeszcze smród tam musiał być nie do wytrzymania.